„Płonące dziewczyny” to najnowszy thriller C.J. Tudor. Akcja książki toczy się w angielskiej wiosce Chapel Croft. Mieszkańcy co roku palą laleczki zrobione z gałązek tzw. „płonące dziewczyny”, mające upamiętnić męczenników, którzy w XVI wieku oddali życie za wiarę.
Jack Brooks jest pastorką kościoła anglikańskiego. W wyniku pewnych dramatycznych wydarzeń, które doprowadziły do śmierci małej dziewczynki, kobieta zostaje przeniesiona z parafii w Nottingham. Jack ma przejąć parafię po śmierci poprzedniego pastora Fletchera.
Jej córka Flo nie jest zadowolona z przeprowadzki, jest to dla niej bardzo duża zmiana. Matka i córka mają przed sobą sekrety, co niestety nie ułatwia poprawy ich relacji w nowym miejscu. Jaką przeszłość ukrywa Jack przed swoją córką? Kim tak naprawdę jest Jack?
W Chapel Croft córka nowej pani pastor poznaje przyjaciela Lucasa Wrigley‘a. Flo uwielbia fotografować, jednak już na samym początku zdobywa sobie wrogów. Czy uda się jej odróżnić, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem? Coraz częściej w wiosce zaczynają się dziać tajemnicze historie. Miasteczko wciąga Jack oraz Flo w swoje sekrety. Czy mają one związek z miejscową legendą o płonących dziewczynach? A może powiązane są z historią zaginionych dziewczyn Marry Jane i Joy Harris? Czy dziewczynki same zniknęły z Chapel Croft?
Thriller ten wciąga od pierwszej strony, a zakończenie trzyma w napięciu do samego końca. Nie spodziewałam się takiej końcówki. Tudor zawsze zaskakuje, jej książki są przemyślane pod każdym kątem. Niesamowity thriller, który czyta się jednym tchem.
C.J. Tudor w jednym z wywiadów dla wydawnictwa Czarna Owca wyznaje, że sama nie jest osobą religijną. W swojej książce jednak bardzo dobrze opisuje problemy wiary i egzorcyzmów. Pokazuje, w jaki sposób niektórzy wierzący interpretują Biblię i jak ją wykorzystują do swoich niecnych celów.
Polecam wszystkim. Jeśli ktoś nie czytał jej poprzednich książek, to musi to koniecznie nadrobić.